Drukuj
Kategoria: Dobre Słowo

Dz 25,13-21; Ps 103,1-2.11-12.19-20; J 14,26; J 21,15-19

Moc, która może się ujawnić

Jezus nie ukrywa, że tym, co najbardziej leży Mu na sercu jest odzyskanie w nas zdolności do przyjmowania i przekazywania miłości. Wczoraj w Ewangelii mówi w modlitwie do swojego i do naszego Ojca: Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich (J17,26).

Dzisiejsze kroki w słowie podejmuje właśnie w mocy Ducha Świętego sam Jezus. Po co? Właśnie po to, żeby odzyskiwać w nas zdolność do przyjmowania miłości i przekazywania, czyli zdolność do miłości wzajemnej.

Słuchaczu, odbiorco Dobrego Słowa, na ile jesteś gotowy do tego, aby to, co za chwilę będziemy rozważać, traktować jako właśnie takie kroki, właśnie w tę stronę – w twoją stronę? Na ile twoja zdolność do przyjmowania i przekazywania miłości jest czynna, a na ile zakłócił, zaburzył ją jakiś nieporządek, zdenerwowanie, grzech? Czy udało ci się spełnić zachęty, które wypływały ze słowa w ostatnich dniach? Czy też siadasz teraz i nagle kojarzysz, że wczorajszych zachęt, poleceń słowa nie wypełniłeś? Jeśli tak to, co chcesz usłyszeć? Nie przejmuj się tym, bo Bóg cię kocha. Jeśli to chcesz usłyszeć, to nie usłyszysz tego. Usłyszysz: Przejmuj się tym, że Bóg cię kocha!!! Że Bóg o ciebie nieustannie walczy! Że nawet kiedy wytaczasz armaty, swoje działa czegokolwiek: oporów, niewiary, lenistwa czy oszukiwania siebie – bo przecież ty w ogóle nie chcesz się zebrać do tego – to Bóg ciągle o ciebie walczy! Jeżeli ciebie to nie rozłoży na łopatki, że Bóg o ciebie walczy, to cię nic nie rozłoży na łopatki, bo tylko Jego miłość może cię pokonać, Dlatego przejmuj się tą miłością przez to słowo, które Pan do ciebie głosi. Tak, jak dziś Piotr w trudnej rozmowie po prostu dał się pokonać działaniu Jezusa, mającemu na celu odzyskać jego zdolność do miłości. Daj się pokonać! Daj się pokonać prowadzony przez to słowo!

Duchu Święty, pomóż nam odkryć, że zdolność do przyjmowania i przekazywania miłości jest w nas darem, który na skutek różnych przeciwności, grzechów, zamuleń, może nie być czynny, ale nie oznacza, że został porzucony przez Boga. Nawet, gdybym ja porzucił swoją zdolność do kochania, to nie porzucił jej Bóg.

Paweł i jego historia w ciągu dalszym. Tekst rzeczywiście w tych dniach, właściwie już w ostatnich minutach przed Zesłaniem Ducha Świętego, w liturgii ucina nam pewne fragmenty. Ten, który dziś rozważamy, poprzedza kilka zdarzeń. Przyjrzymy się tylko niektórym sygnałom.

Paweł jest solą w oku dla Żydów, którzy nie mogli znieść tego, co on wyprawia. Dla nich to była po prostu ujma na honorze. Przecież on był kiedyś jednym z nich, a teraz – co on robi? Co on w ogóle wygaduje.?! Dlatego prowadzą go po sądach religijnych i politycznych, żeby go zabić.

I tu pierwsza życiowa prawda: Jeżeli autentycznie dasz się porwać, zdobyć Duchowi Świętemu, to wiele osób nie daruje ci tego. Mało tego! W tobie będzie takie działanie starego człowieka, który ci nie daruje tego, że się radykalnie opowiadasz po stronie Jezusa. Ale będziesz miał moc, bo Duch Święty będzie cię precyzyjnie przeprowadzał przez największe pułapki, nawet przez rzekome konflikty natchnień, i będzie czynił twoje serce uległym. I to jest ważniejsze niż to, że ktoś ci czegoś tam nie daruje.

Pojawia się namiestnik Feliks, który nawet był zainteresowany tym, co mówi Paweł, zaprosił go wraz ze swoją żoną, która była Żydówką, po to, żeby posłuchać jego nauk o wierze w Chrystusa Jezusa. Słuchał go i przyprowadzał wiele razy, ale w pewnym momencie Feliks zaniepokoił się i powiedział: Na razie wystarczy. Posłucham cię innym razem, gdy będę miał czas. Autor Dziejów Apostolskich w 26 wersecie 24 rozdziału, mówi: Liczył, że Paweł da mu jakieś pieniądze, dlatego dość często wzywał go na rozmowę.

Druga myśl, którą warto chyba podjąć: Dlaczego słuchasz tego słowa? Nie katuj się i nie wyciskaj z siebie wymuszonych odpowiedzi, ale bądź czujny. Bo może jest tak, że słuchasz tego bardzo interesownie, chciałbyś coś z tego mieć, tak, jak Feliks. A jak nie ma nic, to wystarczy już, bo na ciebie nie działa, bo cię nie zmienia, bo nie poprawia ci samopoczucia, bo nie budzi w tobie intelektualnych zachwytów czy emocji. No właśnie. Dasz radę słuchać słowa nawet, gdy jesteś przekonany, że nic nie wnosi w twoje życie, i nawet jesteś do tego przekonany? Dasz radę słuchać?

Paweł jest po prostu w tak gorącej i pełnej napięcia akcji, w której toczy się walka o to, aby był uległy tym natchnieniom, które pochodzą z Ducha Świętego. Na scenie pojawia się nowy namiestnik rzymski, Festus, który widzi, że sprawa Pawła wywołała ogromne poruszenie. Kiedy przybywa marionetkowy król Agryppa i jego małżonka Berenike do Cezarei powitać Festusa nowo obejmującego urząd, tenże przedstawia królowi sprawę Pawła. Co mu mówi? Mówi mu o tym, co to w ogóle jest za sprawa, co to jest w ogóle za człowiek wokół którego jest tak dużo zamieszania, który jest takim znakiem sprzeciwu. Zdaje relacje z której spróbujmy zwrócić uwagę na te wątki, jakie mogą nam się przydać w rozważaniu.

Oskarżyciele nie wnieśli przeciwko Pawłowi żadnej skargi o przestępstwa, które podejrzewałem. Trzeba przyznać Rzymianom, że oni naprawdę dochodzili w procesach swojego prawa w szczegółowy sposób tego, co było istotą sporu, oskarżenia. Nie bez powodu uczy się dzisiaj prawa rzymskiego jako pewnego wzorca działań. No, i też nieprzypadkowo skandaliczną jest postawa Piłata, który – widząc, że Jezus jest niewinny – nie stosuje się do reguł prawa, tylko w obawie o swój tyłek rezygnuje z rzetelnego procesu. W każdym bądź razie, mieli z Pawłem spory o ich wierzenia i o jakiegoś zmarłego Jezusa, o którym Paweł twierdzi, że żyje. Nie znając się na tych rzeczach, zapytałem, czy nie zechciałby udać się do Jerozolimy i tam odpowiadać przed sądem w tych sprawach.Paweł, Rzymianin, chce być odesłany do Cezara, co musi zostać spełnione, bo jest obywatelem rzymskim.

Ten wykształcony namiestnik rzymski, Festus, nie zadał sobie trudu, żeby otworzyć umysł, pójść za tym, wobec którego jest taka wielka wrzawa w Jerozolimie. Pewnie, że mogły być tego różne powody, bo nie tylko wobec niego była wrzawa, mieli mnóstwo takich przypadków. Tylko właśnie: Bóg przychodzi w tym zamieszaniu i daje się poznać tym, którzy otwartym sercem do niego przychodzą. Tak, jak Paweł w przeróżnych okolicznościach miał tysiące sygnałów powołujących się na Ducha Świętego osób, miał też jasne kryterium uległości wobec tego, co rzeczywiście pochodzi z Bożego Ducha. Tak i szczerze otwarty umysł jest w stanie dojść do pewnego bardzo refleksyjnego punktu w swoim życiu, w którym zacznie szukać intensywnie Boga i zacznie Go rozpoznawać. Paweł napisze w jednym ze swoich Listów cytując Księgę Mądrości: Głupi z natury są wszyscy ludzie, którzy patrząc na to, co się dzieje w świecie przyrody, w świecie stworzonym, nie rozpoznali Boga, bo z piękna stworzenia można rozpoznać oryginalne piękno Stwórcy. (por.: Mdr 13,1.5) Ale Festus nie zadał sobie tego trudu. Jedyne co stwierdził: To jakieś tam wierzenia i ojakiegoś zmarłego Jezusa, o którym Paweł twierdzi, że żyje. I nie znając się na tych rzeczach, nie szukał pogłębienia tego, co w tych rzeczach się kryje dla niego, tylko zastosował jakąś urzędową procedurę.

Teraz już pytanie do nas bezpośrednio: Czy Jezus, którego wyznajesz, to Ten, który żyje? Czy te wszystkie rzeczy, które rozważasz, to są jakieś grobowe, zupełnie nieprzydatne ci do życia wskazania? Czy to, czego nie rozumiesz, na czym się nie znasz, jest dla ciebie powodem do zadania sobie trudu, żeby poszukać, popytać? Czy też urzędowo zbywasz tę część rozważania, odkładasz na bok, bo ty tego nie rozumiesz, bo ty się na tym nie znasz? To pewnie jest nie dla ciebie. To pewnie nie ma co otwierać umysłu, zginać kolan, prosić Pana o to, żeby złamał ci serce.

Jezus jest bardzo przychylnie nastawiony do ciebie i do mnie, jeżeli odkrywa w tobie te miejsca, w których traktujesz go urzędowo, w których jesteś pozamykany, w których kwitujesz to rozważanie tym: Nie trafiło znowu. Ja się nie znam na tym. O czym on gada?! O czym on w ogóle tam plecie?! Przecież to nie jest dla mojego życia. Jezus żyje, żyje sobie gdzieś tam, ale nie u ciebie, nie w twoich myślach, nie w tobie, nie ty w Nim żyjesz, nie dostrzegasz, nie doświadczasz tego.

Co to znaczy zadać sobie trud? Postarać się? Wiemy, że nie. Zadać sobie trud to znaczy: pozwolić, aby te najtrudniejsze pytania, które padają – tak jak w przypadku rozmowy Jezusa z Piotrem – zasmuciły nas i wywołały w naszych sercach zwrot do Jezusa. Zasmuciły, że po prostu nawet nam się nie chce pewnych rzeczy potraktować sercem. Nawet nam się nie chce uwierzyć w to, że Jezus chce odzyskać w nas zdolność do kochania, żeby to nas zasmuciło, powaliło przed Jezusem. Po co? Po co? Żeby Jego moc w nas się ujawniła.

Ksiądz Leszek Starczewski