Drukuj
Kategoria: Dobre Słowo

Dz 7,51-59;8,1; Ps 31,3-4.6-8.17.21; J 6,35; J 6,30-35

Żyj, nic więcej

Duchu Święty, pozwól nam odkryć, że słowo, które bierzemy do ręki, dociera do naszych uszu i puka do naszych serc. To nie jest słowo jakiejś historii o wielkich bohaterach, ani słowo pretensji do nas, wbijania nas w poczucie winy. Jest to słowo, które niesie światło, które chce nas odnaleźć, usposobić, uzdolnić do dalszego życia, do dalszej drogi odkrywania Jezusa.

Dużo agresji w dzisiejszym słowie w pierwszym czytaniu. Gdyby trzymać się tylko niektórych słów, to okazuje się, że stanowią one jakąś większość. Które to słowa? Właśnie słowa przesiąknięte opisami agresji. Zawrzały gniewem ich serca - mowa o liderach religijnych - i zgrzytali zębami. Dalej idziemy. Podnieśli wielki krzyk, zatkali sobie uszy i rzucili się na niego wszyscy razem. Wyrzucili go poza miasto i kamienowali. To jest agresja. W centrum tej agresji jest świadectwo, jakie składa Szczepan. Ten, który jest otwarty na natchnienia Ducha Świętego, swój wzrok utkwił w Tym, który tego Ducha Świętego mu dał – w Jezusie, i w Ojcu, w którym został posłany.

Wy zawsze sprzeciwiacie się Duchowi Świętemu, mówi otwarty na jego działanie Szczepan. Twardego karku i opornych serc i uszu! (...) Jak ojcowie wasi, tak i wy! Któregoż z proroków, którego z tych, który przychodził i obnażał zło, jakie was pętało, nie prześladowali wasi ojcowie. Pozabijali nawet tych, którzy przepowiadali przyjście Sprawiedliwego. Pozabijali nawet tych, którzy mówili, jaka jest droga wyjścia z tego zła. A wyście zdradzili Go teraz i zamordowali. Wy, którzy otrzymaliście Prawo za pośrednictwem aniołów, wy, którzy jesteście rozpieszczani słowem Boga, które dociera do was z wszystkich stron, którzy moglibyście powiedzieć, że wam się wymiotować chce, tak dużo tego słowa macie, otrzymaliście Prawo za pośrednictwem aniołów, lecz nie przestrzegaliście go. Mocne słowa, które moglibyśmy streścić naszymi polskimi Gorzkimi żalami: Uderz Jezu bez odwłoki, w twarde serc naszych opoki. Uderzył.

Gdy to usłyszeli zawrzały gniewem ich serca i zgrzytali zębami na niego. A Szczepan pełen Ducha Świętego patrzył w niebo i ujrzał chwałę Bożą i Jezusa stojącego po prawicy Boga. I rzekł: Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga. To jest jego odpowiedź na agresję. Zresztą, Szczepan jest ciągle wpatrzony w Tego, który obdarzył go tą odwagą, który dał mu tę mądrość, czyli w Boga.

Tak kamienowali Szczepana, który modlił się: Panie Jezu, przyjmij ducha mego! Właśnie w ten sposób staje przed nami dzisiaj Szczepan. Człowiek, który wpatrzony w Boga, uzdolniony przez Boga głosi Jego słowo, obnaża twarde karki i oporne serca i uszy po to, aby pokazać Kogoś, kto niesie uzdrowienie nawet z takich stanów.

Dwie rzeczy z dzisiejszego słowa, na które spróbujmy zwrócić uwagę. Pierwsza to ta, o której mądrze uczy Kościół, że jeżeli Pan stawia cię w jakiejś sytuacji, która jest próbą twojej wiary, to zawsze wcześniej i na te sytuacje wykłada na stół łaskę, która jest potrzebna. Na jaki stół? Stół słowa, Eucharystii, relacji ze wspólnotą. Daje wszystko co jest potrzebne.

Apostoł Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian mówi: Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania abyście mogli przetrwać. (1 Kor 10,13). Tak, dostajemy moc na sytuacje, w których poddawana będzie – a będzie – próbie nasza więź z Bogiem, a dokładniej, nasze zaufanie i wiara w to, że nas nie opuścił, że wszystko, co dzieje się w naszym życiu, jest w Jego rękach. Wszystko! Bez wyjątku! Na tę sytuację zostajemy uzdolnieni i ta sytuacja jest dopasowana, dostosowana do nas, do naszych możliwości, do darów, które Bóg dał. Kwestia tylko uczenia się zaufania, że tak jest.

Uczenie się zaufania dokonuje się właśnie w ekstremalnych warunkach. Najpierw są jakieś lżejsze formy męczenia, prześladowania, kpienia z naszego zaufania do Pana. One wychodzą albo z nas – przez różne myśli, zniechęcenia, rutynę, która próbuje nas zaczarować i omamić, przez stany jakiegoś załamania, grzechów, nałogów, kolejnych upadków, tych samych (a jakże, tych samych!) upadków. Przychodzi także z zewnątrz. I na to otrzymujemy potrzebne łaski. Bo Bóg nie kpi sobie z zaufania i obietnic, które złożył. Bo Bóg uzdalnia do tego, aby w takich sytuacjach Jego moc była dostosowana do naszych możliwości. Kwestia uczenia się zachowania, że tak jest. Panie, tak jest! Ty tak mówisz! Dałeś mi dzisiaj jakąś sytuację, w której wyszła jakaś kpina pod adresem mojego zaufania z wewnątrz, czy z zewnątrz mnie? Dałeś mi też uzdolnienie. Pytanie czy na nie odpowiedziałem. Jeśli stchórzyłem jak Piotr, jeśli Cię sprzedałem jak Judasz, ale jestem przed Tobą, to znaczy, że przez to chcesz mnie czegoś uczyć. Że chcesz mnie jeszcze bardziej przekonywać do tego bym dbał przede wszystkim o żywą relację z Tobą.

Warto próbować patrzeć na siebie przez pryzmat dzisiejszego słowa, jako na kogoś, kogo Bóg obdarowuje. Może trzeba przejrzeć na oczy i – nie wiem – zgiąć twardy kark, pokazać Bogu oporne serce, oporne uszy. Może trzeba przeżyć jakieś upokorzenie, może to co zaplanowałeś, co ci do tej pory szło, ma ci kompletnie nie iść, żeby się pokory trochę nauczyć, żeby klęknąć przed Bogiem i sięgnąć z tego stołu, który zastawił łaskami, aby zaczerpnąć? Może... .

Z pewnością warto patrzeć na te przeciwności, na to co nie daje nam spać, co jest jakąś trudnością, jakimś stresem, jako na miejsca, w które wcześniej Bóg wpakował w nas uzdolnienia do przeżycia tego i odnosić się do Niego, jak to nam zostało wczoraj na stronie przypomniane. Zamknij oczy i mów: Jezu, Ty się tym zajmij. Jezu, Ty się tym zajmij. Bo jest się czym zająć. Bo to Jezus w wierze ma nam przewodzić i ją wydoskonalać (por.: Hbr 12,2). Bo te sytuacje, te trudności mają nas przygotowywać do następnych etapów prób. A po co są próby? Mówiliśmy, że próby są po to, żebyśmy mogli rozpoznać, gdzie jesteśmy, jacy jesteśmy. Żebyśmy, cokolwiek odkryjemy, lecieli na łeb, na szyję w ramiona Jezusa. Wpatrywali się w niebo otwarte dla nas, dla naszej sytuacji.

Zwróćmy uwagę, że to, co mówi Szczepan, jest niewidoczne dla innych ludzi, bo to niebo otwiera się dla niego, a oni, zamknięci przez opór serc i uszu i twardy kark, tego nie widzą. Bóg dla ciebie otwiera niebo. Kiedy się modlisz w Duchu Świętym otwiera się niebo dla ciebie. Duch Święty na ciebie zstępuje i ciebie usposabia. W tak osobistej relacji Bóg jest z tobą. W tak osobistej relacji!

Mamy się uczyć tego – i to jest druga myśl z dzisiejszego słowa – dlatego, że nie toczymybowiem walki przeciwko krwi i ciału – mówi w Liście do Efezjan w ostatnim rozdziale, szóstym, święty Paweł lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko.(Ef 6, 12-13). Uczymy się tego, ponieważ walka jest nie o dobre samopoczucie, o to, aby jakoś przeżyć dzień. Walka jest o wieczne zbawienie. A to związane jest z tym, że czasem nie ma się dobrego samopoczucia, nic się nie układa, a się układa. I walka jest wreszcie po to, aby w ostatni dzień, kiedy zły wyjmie najcięższe armaty, najdotkliwsze pociski, kiedy nas będzie punktował, a my, ucząc się przez całe życie wpatrywać w otwarte niebo, w natchnienia Ducha Świętego, żebyśmy w ten ostatni dzień też wpatrzyli się w Jezusa, zdali się na Niego. Będziemy słyszeć wszystkie, dokładnie wszystkie najbardziej utajnione, najbardziej wstydliwe, najbardziej gorszące rzeczy, których dopuściliśmy się. Może nie na zewnątrz, bo nam – jak słyszeliśmy na rekolekcjach wielkopostnych – brakło odwagi do jakichś wielkich grzechów, ale wewnątrz? Robactwo!

Słysząc to, mamy - pod wpływem doświadczeń, które przeszliśmy - wpatrywać się w Jezusa i zdawać się na Niego, wpatrzeni w Niego jako Zbawiciela.

Kobieta złapana przed chwilą na cudzołóstwie, stanęła przy Jezusie zdana tylko na Niego w obliczu tylu kamieni.

Nauczeni, że mamy się w Niego wpatrywać, zdani na Niego w Jego miłosiernej miłości zostaniemy odnalezieni. Co daj Boże. Amen.

Ksiądz Leszek Starczewski