Dobre Słowo od Was - XXVI niedziela zwykła

posted by: Basia i Romek
Poprawiono: 27 wrzesień 2013

Spokój czy miecz?

            Biada beztroskim i zadufanym w sobie. Biada nam, gdy jesteśmy spokojni, syci, bezpieczni, nic nas nie boli, za niczym nie tęsknimy i z nudów wymyślamy nowy rodzaj pasjansa.

            Dlaczego Słowo Boże ostro piętnuje stan, którego często tak pragniemy?

            W końcu to jest superżycie – mieć wszystko, do tego najlepsze wino, śpiew. Co w tym złego? Przecież tyle było wcześniej o Bożych błogosławieństwach, o kraju mlekiem i miodem płynącym, o zaspokajaniu każdej potrzeby i pragnienia serca! No to o co chodzi?

            No właśnie chodzi o to, co jest dalej. O to, że jak komuś jest już trochę lepiej, to przestaje się starać o to, co dookoła niego. – Co tam wojna w Syrii, głód w Kenii, jak u mnie spokój. Co tam, że afery, korupcja, zgorszenie – moja chata z kraja! Co mnie obchodzi, że są głodni, jak ja mam co jeść na długie lata.

Spokój czy miecz?

            Biada beztroskim i zadufanym w sobie. Biada nam, gdy jesteśmy spokojni, syci, bezpieczni, nic nas nie boli, za niczym nie tęsknimy i z nudów wymyślamy nowy rodzaj pasjansa.

            Dlaczego Słowo Boże ostro piętnuje stan, którego często tak pragniemy?

            W końcu to jest superżycie – mieć wszystko, do tego najlepsze wino, śpiew. Co w tym złego? Przecież tyle było wcześniej o Bożych błogosławieństwach, o kraju mlekiem i miodem płynącym, o zaspokajaniu każdej potrzeby i pragnienia serca! No to o co chodzi?

            No właśnie chodzi o to, co jest dalej. O to, że jak komuś jest już trochę lepiej, to przestaje się starać o to, co dookoła niego. – Co tam wojna w Syrii, głód w Kenii, jak u mnie spokój. Co tam, że afery, korupcja, zgorszenie – moja chata z kraja! Co mnie obchodzi, że są głodni, jak ja mam co jeść na długie lata.

            Spokój czy może miecz? Przecież tęsknotą Jezusa było nas obudzić, wstrząsnąć, chciał rzucić na ziemię ogień i sam mówił, że przynosi miecz!

            No to chyba nasze powołanie, to powołanie do... walki! Tak pisze św. Paweł do Tymoteusza. A jak walka, to nie tylko wysiłek, ale także rany, porażki, bo może nie zawsze się uda zwyciężyć, nie zawsze starczy sił.

            Na tyle, na ile uważamy nasze życie za zdobywanie różnego rodzaju bogactw i zaszczytów, na tyle jest ono dezercją od naszego powołania – powołania do życia wiarą i do wzrastania w poznaniu Boga. Nie ma nic ważniejszego, a szukanie Boga na świecie to walka z samym sobą, z sennością i lenistwem, z pokusami i mnóstwem obietnic, jakie podsuwa nam świat, z których każda krzyczy, że daje szczęście.

            Życie bogacza może być tak samo puste i przegrane jak życie mnicha, który się usuwa do pustelni, żeby mu nikt nie przeszkadzał. Wcale nie chodzi o stan konta, ale o sens życia – czy szukam spokoju, czy szukam Boga. Bóg przynosi niepokój i wymagania, wzywa do walki i obiecuje rany, ale tak naprawdę daje coś, o czym się nie śniło beztroskim celebrytom. On nas uczy bycia wolnymi. To jest tak, jak nauczyć kogoś latać, objawić mu, że jest orłem i chociaż go kręci dziobanie ziaren jak kogut, ale doznanie szybowania ponad ziemią nijak się ma do piania na płocie.

            Lot wymaga wysiłku, wymaga zostawienia prowiantu, wystawienia się na widok – orzeł się nie ukryje i nawet nie próbuje.

            No bo w końcu, kto tu jest królem ptaków?

A Ty kim jesteś?