Drukuj
Kategoria: Dobre Słowo

 

Dobre Słowo 8.05.2013 r. – Uroczystość św. Stanisława, biskupa i męczennika

Dz 20,17-18a.28-32.36; Ps 100,1-5; Rz 8,31b-39; J 10,14; J 10,11-16

Tak się pootwierał, że go... diabli nie wzięli

            Duchu Święty, odkrywaj przed nami to, co zaślepił w nas grzech. Odkłamuj to, w czym tkwimy, mordując siebie, innych, życie Boże w nas. Daj nam prawdę, którą przynosi Jezus, prawdę wyzwalającą, jaką jest On sam.

            Któregoś roku razem z uczniami i nauczycielami Szkoły Katolickiej byliśmy w Taize. Przyznam, że z wielkim oporem wybierałam się na ten wyjazd. Rzeczywistość w Taize zastana wzbudziła w nas refleksję, którą można by scharakteryzować zdaniem: Nieważne jest pierwsze wrażenie, ale ostatnie – gdyż z początku nie była zachęcająca. Gdy dołożyć do tego mnogość przybyłych ludzi i średnie zorganizowanie, jeżeli chodzi o porządek, czy pilnowanie dyscypliny, szczególnie w nocy, to te odczucia we mnie jakby się potęgowały.

            Niedospany po jakiejś nocy na polu namiotowym, gdy jedna z grup z byłej Jugosławii mocno dawała się we znaki, poszedłem na spotkanie z jednym z duchownych z Polski. Przypomniała mi się wtedy sytuacja, w której zginął brat Roger, założyciel wspólnoty w Taize. Było to w czasie nabożeństwa, kiedy jakaś niezrównoważona psychicznie kobieta weszła do miejsca modlitwy i zamordowała brata Rogera. Zapytałem wspomnianego duchownego z Polski, czy bracia nie mają sobie nic do zarzucenia, jeżeli chodzi o względy bezpieczeństwa. Reakcja tego ojca, bardzo wyciszonego, duchowo mocnego, była natychmiastowa. Powiedział, że nie, że taka była cała misja brata Rogera. On tak po prostu żył. Był otwarty na to, co piękne, dobre i na to, co podłe i brzydkie, na słowa uznania i na słowa ataku. Na czyny, które świadczyły mu dobro, i na ten czyn, który zadał mu śmierć.

            Przyznam, że nie do końca trafiły wtedy do mnie te słowa. Utwierdziłem się jeszcze w tym przekonaniu, kiedy wyjeżdżaliśmy do Polski, a ten ojciec poprosił o chwilę rozmowy. Wracając do momentu śmierci brata Rogera, powiedział, że w nim to też siedzi, ale jest pewien, że zachowania braci były właściwe. Oni trwali w tych klimatach otwartości – aż takiej otwartości.

            Sporo czasu musiało upłynąć, abym załapał, że w tym tłumaczeniu ojca tkwi głęboki sens. Jeżeli się człowiek otwiera na słowo Boga, chce być mu wierny, to musi liczyć się z tym, że w tej otwartości może pojawić się i przeciąg – i dobro, i zło. Dobro maksymalne, jakim jest życie wieczne, i zło maksymalne, jakim są ataki na to życie wieczne.

            Patrzymy na patrona dnia dzisiejszego, św. Stanisława, który był dobrym pasterzem, potrafiącym sprzeciwić się władzy króla, wypominającym mu nadużycia w kwestii zarządzania państwem, szczególnie wojskiem, kiedy monarcha mnożył wyprawy wojenne, pozbawiając żołnierzy kontaktu ze swoimi rodzinami. Gdy biskup mocno upomniał króla za prowadzenie niemoralnego życia, w tej otwartości i odwadze poniósł tego konsekwencje – został zamordowany. Szczególnie mnie uderza, że stało się to w czasie Mszy Św. Podkreślam to co roku w czasie rozważań.

            Niewiele, ale znowu nie tak mało lat posługi kapłańskiej Pan Bóg mi udziela, bo jest to już 15 lat, ale na podstawie rozmów z wieloma osobami, przeróżnych sytuacji uznania, ale i zupełnie absurdalnych oskarżeń, przede mną też staje dziś pytanie o realizm i spojrzenie na otwartość wobec Pana Boga moimi oczami. Na ile one są realne? Jako chrześcijanin mam liczyć się z tym, że będzie różnie. Św. Paweł mówi: Jak to jest napisane: Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce przeznaczone na rzeź.

            Niedługo 13 maja, rocznica zamachu na Jana Pawła II. W 1981 r zamachowiec Ali Agca strzelał do papieża. Pamiętamy też, jak w czasie przygotowań do Pasterki wybiegła z tłum jakaś kobieta, rzuciła się na Benedykta XVI i przewróciła go. To w tej wyższej skali, a w innej? Otwieramy Internet, czytamy informacje o Kościele, komentarze pod tekstem. Kogoś, kto próbuje bronić Kościoła, Chrystusa, traktuje się w postach jak owce przeznaczone na rzeź.

            A ty, droga siostro i drogi bracie? Ile jest w tobie realizmu w chodzeniu za Chrystusem?

            Ostatnie Echo Dobrego Słowa – bardzo mocne – jakoś szczególnie trafiło też do mojego serca. Odbiorczyni Dobrego Słowa zachęca, aby zawalczyć o słowo i liczyć się z tym, że świat będzie próbował w nas je stłamsić, nie dać wydostać się słowu w nawet drobnym świadectwie.

            Czy to nie jest potwierdzenie tego, co się dzieje? A co się dzieje? – Jezus żyje. Jego nieodwołalna miłość do nas jest silna. I ta miłość daje ogromną pewność pośród przeciwności.

            Święty Paweł mówi: We wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.

            Mistyczka, św. Teresa od Jezusa, w jednym ze swoich pism powiedziała coś, co ostatnio nie daje mi spokoju: Aktem najwyższej wiary jest przyjąć to, że Bóg mnie kocha. Niby prawda oczywista. Teresa, tak mocno doświadczona, mówi, że jest to akt najwyższej wiary uwierzyć, że Bóg mnie kocha nieodwołalnie. Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On jest dobrym Pasterzem, który oddaje życie za swoje owce, zna mnie i chce, żebym ja wciąż Go poznawał. To akt najwyższej wiary.

            Bogu dzięki, że są osoby, które rozważając to słowo biorą je sobie do serca bądź w formie głębszego dialogu z Panem, stawiania sobie pytań, bądź nawet w formie jakiegoś buntu, ale reagują.

            Panie, proszę Cię, żebyś pomnażał w nas odwagę kroczenia za Tobą, nawet jak nie bardzo jesteśmy realnie osadzeni w tym, co nas jeszcze czeka, jeśli nie pojmujemy, że przeciwności są czymś normalnym, że kiedy oddaje się życie idąc za Tobą, to wtedy się to życie odzyskuje. Wejrzyj na tych, którzy choćby nie wiem co usłyszeli, to i tak nie zareagują – widocznie mają jakieś powody ku temu. Wejrzyj na tych, którym chodzenie za Tobą sprawiło już wiele kłopotów. Wejrzyj także i na tych, którzy może nawet nie wiedzą, że dotknęło ich jakieś niezrównoważenie, że wybili się z rytmu chodzenia za Tobą i że przypisują Tobie natchnienia, których Ty nie udzielasz. Ty wszystkich kochasz – nie oskarżasz.

            Spraw, aby ci, którzy nie słyszą, że ich nie oskarżasz, usłyszeli, że mówisz do nich z miłością, a ci, którzy krocząc za Tobą doświadczają przeciwności, jeszcze mocniej do Ciebie przylgnęli, jeszcze bardziej się Ciebie trzymali.

            Ksiądz Leszek Starczewski