Drukuj
Kategoria: Dobre Słowo

Dobre Słowo 13.06.2016 r., Wspomnienie św. Antoniego z Padwy, prezbitera i doktora Kościoła

2 Krn 18,3-8.12-17.22; Ps 5,2-3.5-7; Ps 119,105; Mt 5,38-42

 

Dla tych, co się potępiają w przekonaniu, że mają rację

 

Panie, Ty wychodzisz naprzeciw nam po to, aby nas pouczać, aby nas zbawiać, nie żeby zatracać, nie żeby wyszukiwać w nas minusy, słabych punkty i wyżywać się na nas o te słabości, ale po to, żeby nas z nich leczyć, żeby dawać nam cierpliwość do tego, aby uzdrowienie, którego dokonujesz, kiedy dźwigamy te słabości jak krzyż, mogło dojść do pełni. Wprowadzaj nas także i teraz przez to słowo w dar uzdrowienia, w dar oczyszczenia, umocnienia.

Kłamstwo można tak często powtarzać, że człowiek zaczyna wierzyć, że jest to prawda. Dzisiaj słowo Boże próbuje nas troszeczeczkę przez tym przestrzec i pokazuje pułapkę, w jaką można wpaść, zafiksować siebie samego naprawdę.

Postaci, które pojawiają się na scenie to dwóch królów. Po śmierci Salomona królestwo się podzieliło - jest królestwo Izraela i królestwo Judy. Dwaj królowie nagle się dogadują. Nie zawsze im to wychodziło, mówiąc najoględniej. Król izraelski Achab dogaduje się z królem judzkim Jozafatem. Obydwaj uważają się za pobożnych, przy czym w tej scenie król Jozafat, król Judzki wydaje się być bardziej ostrożnym. Tym, który jest mocno zafiksowany na swoim punkcie i na widzeniu natchnień Bożych tylko wtedy, kiedy mu pasują, jest król Achab.

Postanawiają się ze sobą spotkać z inicjatywy króla Achaba po to, żeby zawiązać pewną koalicję i udać się na wojnę. Jozafat zachowuje ostrożność i stawia sprawę jasno. Najpierw zapytaj, proszę, o słowo Pana. Co robi król Achab? Jest pobożny. Zgromadził czterystu proroków. Chyba nikt nie będzie miał wątpliwości, że ta pobożność, która choćby nawet przez liczbę proroków wyraża, jest dowodem na otwartość na natchnienia Boże.

Wyruszaj, a Bóg je da w ręce króla! Jozafat czuje, że coś mimo wszystko jest nie tak. Te natchnienia, które w sercu Jozafata się pojawiają, niosą jeszcze jedną szansę. My już czytamy to z wiedzą o finale, ale w tym momencie nie potrafi tego uchwycić ani sam Jozafat, który jest narzędziem w ręku Boga, ani Achab, który sam siebie uczynił narzędziem w ręku Boga, czyli de facto nim nie był.

Co takiego się tu dzieje? To jest ostatnie uderzenie, przez ten bardzo delikatny niepokój z poziomu, z którego król mógłby jeszcze coś słuchać, czyli z poziomu drugiego króla. Czy nie ma tu jeszcze jakiegoś proroka Pańskiego, abyśmy przez niego mogli zapytać? I wychodzi to, co miało wyjść z serca króla Achaba to, co się w nim przechowuje, to, co go niszczy, co nie pozwala być wrażliwym na prawdziwe natchnienia Boże, co sprawia, że Bożym natchnieniom przypisuje diabelską moc, a diabelski natchnieniom Boże pochodzenie.

Jeszcze jest jeden mąż, przez którego można zapytać Pana. Ale ja go nienawidzę, bo mi nie prorokuje dobrze, tylko zawsze źle. Jest to Micheasz, syn Jimli. No właśnie. Co wyszło? Wyszedł ten skutek zamykania się na Boże natchnienia, jaki wyjdzie zawsze – nienawiść, nienawiść wobec tego, co jest dobre, choć trudne. Ja go nienawidzę, bo mi nie prorokuje dobrze, tylko zawsze źle. A sprawa jest przecież zupełnie odwrotna, właśnie mu dobrze prorokuje, tylko on to odbiera jako zło. Dlaczego? Bo jest to trudne.

Micheasz stosuje pewną taktykę, która może wiązać się też z tym przeświadczeniem, jakie ma Micheasz, tak po ludzku, że Achab go tylko woła pro forma, i tak go nie posłucha, dlatego kiedy przychodzi zawołany przez któregoś dworzanina, Micheasz słyszy, że przepowiednie proroków są jednogłośne. Niechże twoja przepowiednia, proszę cię, będzie jak każdego z nich, taką, żebyś zapowiedział powodzenie. − Na życie Pana, na pewno będę mówił to, co powie mój Bóg – deklaruje się Micheasz. Czy powinniśmy wyruszyć na wojnę, czy też powinniśmy tego zaniechać? Wyruszcie, a zwyciężycie, będą oni oddane w wasze ręce.

Achab też jest sprytny i też wyczuwa tę postawę Micheasza. Wie doskonale, co się za nią kryje. Ile razy ja cię mam zaklinać, żebyś mi mówił tylko prawdę w imieniu Pana? Wówczas on rzekł: Ujrzałem całego Izraela rozproszonego po górach, jak trzodę owiec i kóz bez pasterza. Pan rzekł: Nie mają swego pana. Niech wróci każdy w pokoju do swego domu! O żadnej wojnie, krótko mówiąc, nie ma mowy.

Król izraelski w odpowiedzi na to słowo, które usłyszał od Pana, zwraca się już do tego, którego traktuje jako równego sobie, nie do jakiegoś tam proroka, tylko czterysta pierwszego, jak mu się wydaje człowieka, którego zebrał w ekipę, mającą mu przyklaskiwać, czyli do samego króla judzkiego, Jozafata. Czyż ci nie powiedziałem? Nie prorokuje mi pomyślności, tylko nieszczęścia! Ostatni akord tego słowa to odpowiedź, która w imieniu Boga jest przekazywana przez Micheasza. Oto dlatego Pan dał teraz ducha kłamstwa w usta tych twoich proroków. Pan bowiem zawyrokował twoją zgubę.

Można się rzeczywiście tak zafiksować na punkcie kłamstewek, półprawdek, że w pewnym momencie one stają się dla nas, czy mogą się stać przekonaniem, że to jest racja, tylko prześladowana przez wszystkich, że ta sterta kłamstw jest prawdą. Ile razy to zafiksowanie ma miejsce, tyle razy też w człowieku, w którym ono może mieć miejsce, czy w tobie i we mnie, powoduje natychmiast takie spojrzenie i taką organizację rzeczywistości, żeby znaleźć popleczników, największą z możliwych liczb, ale choćbyś się mnożyło tych popleczników, choćby się wyszukiwało klakierów do swojej przebiegłości, wcześniej czy później ona zostanie zdemaskowana, wcześniej czy później skończy się to upadkiem, klęską, ruiną.

W ostatecznym rozrachunku i to jest bardzo niebezpieczna prawda, może zakończyć się potępieniem siebie samego. Człowiek w przekonaniu, że został skrzywdzony przez samego Boga, wpakuje się w potępienie siebie samego. Przed tym może i broni tylko Chrystus i też dlatego, że to zafiksowanie w ostatecznym rozrachunku, czyli w samopotępieniu się objawić, jest tak poważne, Chrystus rozwiązuje sprawę, oddając swoje życie. Nie tylko tłumacząc, nie tylko mówiąc: Grozi ci to ruiną. Ale biorąc na siebie to wyrok potępienia, który człowiek, każdy człowiek w sobie nosi.

Jeśli spoglądając na Chrystusa i w świetle Jego słowa na swoje życie, widzę takie momenty, takie przykłady zafiksowania się na siebie, wybieranie słodkich kłamstewek i działanie z wściekłością, nienawiścią, może w kulturalny sposób, w białych rękawiczkach może na tych, którzy mają inne zdanie niż ja, jeśli spojrzę w tej perspektywie Ewangelii Jezusa i odkryję, że jest to droga ku potępianiu siebie, to też jest Dobra Nowina, którą warto na kolanach przyjmować, że Jezus bierze to potępienie na Siebie. Chce zabrać z ciebie także i te elementy, w których potępiasz siebie, zabrać po to, by dać ci wolność, usprawiedliwienie, by dać ci miłość, darmową miłość. Bardzo dużo od nas wymaga przyjęcie darmowej miłości. Wbrew pozorom darmowa miłość kosztuje najwięcej.

Jezu, który demaskujesz pewne zakłamania, które są w moim sercu, w sercu tych, którzy słuchają i się w tym odnajdują. Pomagaj nam po zdemaskowaniu tego, co jest potępianiem siebie, nienawiścią do tych, którzy pokazują, że się potępiam, przynieść do Ciebie, pod Twój krzyż i oddawać Tobie, jednocześnie przyjmując Twoje przebaczenie, Twoje usprawiedliwienie, Twoją siłę, Twoją cierpliwość do uczenia się życia bez potępiania siebie i innych.

Ksiądz Leszek Starczewski