Do góry
Wspólnota Dobrego Słowa i Eucharystii

Aktualności

20 Kwi 2024;
09:00AM - 03:00PM
Spotkanie formacyjne

Skąpe oczekiwania i hojny Dawca

Chromy, skupiony mocno na proszeniu o jałmużnę, otrzymuje znacznie więcej. Po prostu chodzi i chwali Boga. Jakiego Boga? Tego, który działa. To prawda, że musiał się naczekać. To prawda, że musiało się wydarzyć coś, co całkowicie zmieni i poszerzy jego serce. Tak, to prawda. No, ale to się dzieje. Ziarnko do ziarnka - uzbiera się miarka. To się dzieje! Bóg rozsiewa przez małe ziarnka słowa, te łaski, które przyniosą owoc.

Słuchanie, trwanie przy słowie, a nie rezygnacja z tego, aby trwać przy słowie, przynosi owoc w swoim czasie. A jaki to jest twój czas? Najlepszy dla mnie. To był najlepszy moment dla chromego od urodzenia, aby otrzymał uzdrowienie: o godzinie dziewiątej.


Dobre Słowo 30.03.2016 r., środa w Oktawie Wielkanocy
Dz 3,1-10; Ps 105,1-4.8-9; Ps 118,24; Łk 24,13-35

 

Skąpe oczekiwania i hojny Dawca

Duchu Święty, Ty przynosisz nam życie, zdrowe spojrzenie na życie - słyszymy to miliony razy. Wołamy Cię jeszcze większą ilość razy, ale Duchu Święty, taka jest nasza natura, że się przyzwyczajamy, że często nie jesteśmy w stanie po prostu się przebić. Tu nie chodzi o to, by się usprawiedliwiać, Duchu Święty, bo jeżeli ktoś z nas usprawiedliwia się tym, że jestem tylko człowiekiem, mam taką naturę, to rzeczywiście nie będzie mu po drodze z Twoimi natchnieniami. Ale jeżeli ktoś wyznaje to jako nędzę, jako swoją słabość, która go boli, która go zawstydza przed Bogiem, przyznaje, że Bóg uczciwie patrząc na to, pokazuje, że jest ten kłopot, to wtedy Ty, Duchu Święty, działasz z prędkością większą niż prędkość światła. Natychmiast ujmujesz nas, natychmiast nas bierzesz i wciągasz w to życie, które jest w słowie Jezusa. Błagam Cię, Duchu Święty, pomóż nam tak odkryć naszą słabość, naszą niewystarczalność, by nie była ona pretensją, załamką, ani sztucznym spinaniem się, żeby zdobyć Twoje natchnienia, ale uznaniem własnej nędzy - po to, byś Ty, z bogactwem natchnień, mógł się nami zająć. Przyjdź Duchu Święty!

Gotowość Boga do pomocy jest niezaprzeczalna - w każdej chwili. Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja też działam. Nie ma szabatu. Nie ma odpoczynku. Nie ma dnia, który jest nieświąteczny dla Boga. Święta, święta i po świętach. Bóg działa ciągle. Ciągle jest gotowy. W chwili, w której się najmniej spodziewamy, gotów jest objawić, pokazać swoją moc.

Można się tak nastawić na Boga, że rzeczywiście wszystko, co się dzieje, rozpatruje się w kategoriach Jego działania. Nawet, kiedy jest to bardzo trudne, okropnie trudne, to gdzieś w tym okropnie trudnym doświadczeniu, zdarzeniu, zranieniu, jest obecne Jego działanie - zalążek Jego działania. Nawet w tej masakrze, jaka dokonała się na krzyżu, przecież był obecny cały, mocny, działający Bóg. To właśnie był moment Jego chwały. Pokazania, że nawet z tego jest w stanie wyprowadzić dobro i wyprowadza zmartwychwstanie. Od tego momentu nie ma sytuacji bez wyjścia dla ludzi, którzy uczą się wierzyć, którzy patrzą na Boga jako na żyjącego.

Jeśli się nastawiamy w ten sposób, jeśli patrzymy na nasze życie właśnie w ten sposób, że działa w nim Bóg, to nie ma zdarzeń niepotrzebnych, które mogłyby się nie wydarzyć, tylko przez wszystkie wydarzenia Bóg przychodzi do nas i działa. A jak działa? Zgodnie z Jego naturą. A kim jest Bóg? Bóg jest miłością. Mądrą miłością. Nie naiwną, ale mądrą miłością.

W takim działaniu objawiają Boga Piotr i Jan, gdy wchodzą do świątyni na modlitwę o godzinie dziewiątej. W takim działaniu objawia Boga nieznajomy wędrowiec, który przyłącza się do dwóch - jeden z nich to Kleofas, a drugi nie ma imienia, bo to imię ma twoje i moje, to jest drugie imię - uczniów, którzy idą do Emaus.

Zwróćmy uwagę na dwie rzeczy w tych przytoczonych przez dzisiejszą liturgię słowa opisach.

Pierwszy to ten, który jest chromy od urodzenia. On jest cały nastawiony na jałmużnę. Jak dobrze przeczytamy ten fragment Dziejów Apostolskich, to w pierwszych dwóch akapitach, w tym ułożeniu, które jest w lekcjonarzu mszalnym, jak bumerang wraca słowo prosił o jałmużnę.

Kładziono go codziennie przy bramie świątyni, zwanej Piękną, aby wstępujących do świątyni, prosił o jałmużnę. Ten zobaczywszy Piotra i Jana, gdy mieli wejść do świątyni, prosił ich o jałmużnę. Lecz Piotr wraz z Janem przypatrzywszy się mu powiedział: Spójrz na nas. A on patrzył na nich oczekując od nich jałmużny.

Trzykrotnie. Już doprowadzane do granic szaleństwa spojrzenie, które jest straszliwie ograniczone. Prosił o jałmużnę, żeby jako przeżyć. Żeby jako doczołgać się do wieczora tego dnia. Wyżebrać jakiekolwiek siły, żeby przeżyć.

Tymczasem Piotr i Jan ukazują Boga, który nie zgadza się na taką małostkowość, na takie ograniczenia, na takie skąpstwo. Jego łaska jest hojna. Jemu nie chodzi o to, byleby przeżyć.

Nawet, gdy mówimy: Byle do nieba, byle do piątku, to nie byle jak, tylko na tej łasce, którą Bóg daje.

Chromy, skupiony mocno na proszeniu o jałmużnę, otrzymuje znacznie więcej. Po prostu chodzi i chwali Boga. Jakiego Boga? Tego, który działa. To prawda, że musiał się naczekać. To prawda, że musiało się wydarzyć coś, co całkowicie zmieni i poszerzy jego serce. Tak, to prawda. No, ale to się dzieje. Ziarnko do ziarnka - uzbiera się miarka. To się dzieje! Bóg rozsiewa przez małe ziarnka słowa, te łaski, które przyniosą owoc.

Słuchanie, trwanie przy słowie, a nie rezygnacja z tego, aby trwać przy słowie, przynosi owoc w swoim czasie. A jaki to jest twój czas? Najlepszy dla mnie. To był najlepszy moment dla chromego od urodzenia, aby otrzymał uzdrowienie: o godzinie dziewiątej.

Ty też masz swoją godzinę, swój czas, w którym działa Bóg. Czas twojego życia, utkany z tylu sekund, minut, godzin, dni, tygodni, lat. Ja też mam ten czas, No, ale gdyby chromy skupił się tylko na jałmużnie i „do widzenia”, gdyby nie dał się ująć za rękę...

Uczniowie idący do Emaus, smutni, zatrzymani w smutku. Oczy mają na uwięzi, wylewają swój żal. Jezus, który przyłączył się w drodze - zwróćmy uwagę - że On na to pozwala, tak, jak pozwolili na to, aby te oczekiwania jałmużny wybrzmiały z chromego od urodzenia - Piotr i Jan.

Pewne rzeczy muszą z nas wyjść. Niech wychodzą! Nie tłumić, nie zniechęcać się tym, że coś wychodzi z nas. Nawet, jeśli wydaje się, że to trwa, za długo. Nasze lęki, nasze obawy, nasze poczucie bezsensu, bezwartościowości, cokolwiek by to było, nasze choroby, nasze zranienia, nasza gorycz - niech z nas wychodzi wobec Tego, który ma moc się tym zająć.

Ważne jest, żeby wylewając nasze serce, jak rzekę, przed Bogiem, wylewając ocet z naczynia, jakim jest nasze serce, zawsze wyznawać, choć nie czujemy jeszcze tego: Ty jesteś Bogiem, Ty masz miód w miejsce goryczy serca, w miejsce octu mojego serca. Ty, Panie. Ty, zmartwychwstały Panie. On tłumaczy. Pozwala wypowiedzieć się i tłumaczy i zwraca ich do tego, w czym, jak powiedział, będzie obecny. Jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata - w sposób jakiś wyjątkowy, czyli do Eucharystii, do łamania chleba, do błogosławieństwa. Wtedy otwierają się oczy. W prostocie, w trwaniu przy prostych, znanych nam już od dawien dawna sytuacjach - takich, na które być może już reagujemy: Już nie mogę - w słowie Bożym, Eucharystii, modlitwie i czynieniu dobra. Przeszedł przez ziemię wszystkim dobrze czyniąc. Tu On ciągle i pewnie jest obecny. I nie wiem, jakie kombinacje, akrobacje byśmy nie stosowali, jakie nowe modlitwy nie wymyślali, nowenny, On ciągle w pierwszej kolejności obecny jest w słowie, Eucharystii i modlitwie. W dobru, które czynimy, wychodząc poza swój żal, poza swoją ciemność i dając je innym. Nie czekając na to aż poczuję, aż będę widział sens, tylko dając innym to dobro. On działa, bo On ciągle działa.

Papież Franciszek ostrzega w książce "Miłosierdzie to imię Boga", że może być takie zamknięcie, zafiksowanie na swoich zranieniach, na swojej goryczy, które jest straszliwie niezdrowe. Miłosierdzie istnieje - mówi papież - ale jeśli nie chcesz go przyjąć, jeśli nie uznajesz, że jesteś grzeszny, to znaczy, że nie chcesz przyjąć miłosierdzia, nie czujesz, byś go potrzebował. Czasem możesz mieć trudność ze zrozumieniem, co się stało. Czasem możesz być pozbawiony nadziei i sądzisz, że podniesienie się jest niemożliwe. Albo możesz woleć swoje rany - rany grzechu. Możesz postępować, jak pies, lizać je językiem, wylizywać rany. To choroba narcyzmu, która przynosi gorycz. To znajdowanie przyjemności - chorej przyjemności w goryczy. Bóg chce, abyśmy wyszli z tej choroby i chce naszego zdrowego spojrzenia na to, co dzieje się w naszym życiu. Teraz też chce.

Jezu, słyszymy dużo o tym, że chcesz. Że objawiasz Ojca, który działa do tej chwili i że Ty też teraz działasz. Zlituj się nad nami, kiedy tego nie dostrzegamy, kiedy nasze serce jest oporne. Zmiłuj się i pomóż nam wołać: Panie Jezu, Chryste ulituj się nade mną, zmiłuj się nade mną. Wyciągnij mnie z mojego chorego zajmowania się goryczą, obojętnością i wprowadź mnie w słodycz. W słodycz Twojej łaski, w hojność Twojego działania, Twoich pomysłów ma moje życie.

Ksiądz Leszek Starczewski

Słowo

2024.03.16 - Konferencja - br. Marek Chmielewski (29)
16 marzec 2024 20:20
2024.03.16 - Homilia - br. Marek Chmielewski (17)
16 marzec 2024 20:11

Echo Słowa

Czytania

Źródła nie znaleziono

Gościmy

Odwiedza nas 191 gości oraz 0 użytkowników.

Nowi użytkownicy

Zalogowani

Wszyscy

892132
DzisiajDzisiaj21
WczorajWczoraj201
W tym tyg.W tym tyg.851
W tym mies.W tym mies.3356
WszyscyWszyscy892132

logowanie