Dobre Słowo 30.11.2014 r. - I niedziela Adwentu
Adwent: prośba o pomoc, porządkowanie szafy i czuwanie
Rozpoczynamy już kolejny zapewne w naszym życiu Adwent i mamy nadzieję, że nie ostatni. Ten czas nazywamy przygotowaniem na przyjście Pana, czas radosnego oczekiwania na Jego przyjście. Gdybyśmy mieli porównać Adwent do rzeczywistości, która nas otacza, to można by powiedzieć, że to jest czas, który przypomina trochę pociąg, który podjeżdża na stację i trzeba na niego zdążyć. Jeśli się spóźnimy, jeśli przegapimy - tak obrazowo rzecz biorąc - trzeba będzie znowu czekać rok czasu na ten pociąg, który przyjedzie. Nikomu chyba nie uśmiecha się spędzić roku na zimnej stacji, biorąc pod uwagę grudzień. Moglibyśmy jeszcze innego użyć porównania do słowa adwent. Może to być na przykład promocja jak w supermarketach lub jakimś innym super sklepie. Promocja, tu daje się coś naprawdę wartościowego, ale czas, żeby z tego skorzystać jest naprawdę ograniczony.
Z czego Bóg chciałby, żebyśmy skorzystali z tego czasu oczekiwania, do czego nas zaprasza? Czym jest ten czas? O tym mówi dzisiaj liturgia słowa.
Adwent – to po pierwsze czas, w którym warto poprosić o pomoc. Często w tym życiu robimy coś, jakby wszystko zależało od nas, chociaż nazywamy się ludźmi wierzącymi. Pomimo, że gdzieś z tyłu głowy mamy przeświadczenie, że Bóg opiekuje się nami, że jest obecny w tym świecie, w naszym życiu, to jednak pracujemy, troszczymy się, biegamy za różnymi sprawami tak, jakbyśmy tu byli tylko i wyłącznie my. Czas poprosić o pomoc. O tym mówi dzisiaj przepiękne czytanie z Księgi proroka Izajasza, właściwie trzeciego Izajasza, jak nazywa się tego autora, proroka, który żyje w VI wieku przed Chrystusem. Żydzi wrócili właśnie z Babilonii, z wygnania, próbują odbudować swój świat, próbują odbudować swoją świątynię, ale wciąż borykają się z jednym zasadniczym pytaniem. Czy jest możliwy powrót do naszego Pana? Czy jest możliwy powrót do przymierza, do relacji z Nim, którą kiedyś mieliśmy, a którą tak lekkomyślnie złamaliśmy przez nasz grzech?
Patrząc na nasze życie, możemy sobie powiedzieć - i to przebija z Księgi proroka Izajasza – nie jesteśmy w stanie żyć blisko Pana. My wszyscy opadliśmy jak zwiędłe liście, nasze winy ponoszą nas ciągle jak wicher, nikt nie wzywa Twojego Imienia, jesteśmy wszyscy skalani naszymi grzechami a nasze czyny to są tak dobre jak skrwawiona szmata. Więc cokolwiek zrobimy w naszym życiu to jest poważny problem, to nasze serce wciąż błądzi z daleka od Ciebie. Nie jesteśmy w stanie do Ciebie wrócić, i nawet w tej modlitwie bardzo ostro zwracają się do Niego i mówią: Dlaczego pozwalasz na to, aby nasze serce błądziło daleko od Twoich dróg, dlaczego pozwalasz, żeby było takie nieczułe? W tekście hebrajskim mamy jeszcze mocniejsze słowo, oni tu modląc się do Boga mówią: Dlaczego sprawiłeś, że błądzimy daleko od Ciebie, dlaczego zatwardziłeś nasze serce, przecież nic tu Boże nie wymyka się Twojej kontroli, Twojej miłości, opatrzności? To Ty ostatecznie odpowiadasz za wszystkie nasze błędy, za to życie, w którym szukamy szczęścia i nie znajdujemy i ono przelatuje nam pomiędzy palcami.
Wyznają absolutną niemoc: Cokolwiek zrobimy, Panie, nowy początek jest niemożliwy, bo jesteśmy niezdolni do tego, żeby Ci zaufać. Kluczem do tego, do tej modlitwy, aby to zrozumieć jest pierwsza fraza: Ty jesteś naszym Ojcem. Ty jesteś Odkupiciel nasz. Jest to piękne słowo, które po hebrajsku znaczy – Ty jesteś naszym najbliższym krewnym, tym, który powinien pospieszyć nam z pomocą. Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił. To jest kapitalny obraz, bo ten czasownik hebrajski, którego się tu używa oznacza rzeczywiście rozdarcie jakiejś tkaniny. Oni sobie wyobrażali, że pomiędzy nimi a Bogiem jest jakieś niebo rozpostarte i tam mieszka Bóg. Rozerwij wreszcie to niebo, przyjdź tutaj, zrób coś z nami, bo sami nie jesteśmy w stanie zrobić czegoś ze swoim życiem. Tego czasownika hebrajskiego używa się też na określenie okna, które wykuwa się w domu, więc oni modlą się: Panie wyważ okno. Rozwal coś w niebie, przyjdź tutaj, bo sami nie jesteśmy w stanie uczynić tego życia pięknym i szczęśliwym. Nie jesteśmy w stanie do Ciebie wrócić.
I to jest pierwsze bardzo ważne znaczenie Adwentu. W Adwencie czas wreszcie poprosić o pomoc Tego, który może nas przygotować, Tego, który może zmienić nasze serce, Tego, który właściwie może dać nam nowe serce. Zmęczeni starym życiem, zmęczeni zabieganiem, problemami, a przede wszystkim starym życiem, w którym mamy wrażenie, że nic się nie zmienia, zacznijmy wołać, od tego jest ten czas. Zacznij wołać, bo nikt o własnych siłach nie może wspinać się do nieba. Czas poprosić o pomoc. A ten, który słucha naszych modlitw, wykłuje w niebie okno, wyważy to okno i zbiegnie na pomoc, tak jak zbiegł na pomoc tym Żydom wołającym bezradnie: Przyjdź, wreszcie przyjdź. Tak więc adwent to czas, w którym wreszcie można poprosić Go pomoc.
Adwent to także czas na przejrzenie naszej szafy i nie mówię tu tylko o takiej fizycznej szafie. Moi znajomi, młode małżeństwo, mają w domu taką starą obrzydliwą szafę, którą miejmy nadzieję wreszcie wywalą, kiedy zrobią sobie remont. W tej obrzydliwej szafie mieści się mnóstwo rzeczy, starych i nowych. Kiedy przychodzi czas, żeby ubrać się do kościoła lub na jakąś imprezę, to trzeba w tej szafie zrobić straszne poszukiwania, żeby wydobyć coś dobrego. Tak więc Adwent to jest taki czas, kiedy stajemy przed straszną, starą szafą, pełną bałaganu, którą jest nasze życie i próbujemy tam zrobić porządek, próbujemy – tak kolokwialnie mówiąc – znaleźć tam jakieś ciuchy, żeby się poczuć dobrze. Znaleźć coś dobrego, bo w tej szafie, w ogromie tego naszego bałaganu życiowego często, pogrzebane są gdzieś Boże dary i talenty. Fakt, że jesteśmy piękni i wartościowi gdzieś nam umknął, schowany w tym bałaganie.
Paweł dzisiaj pisze do Koryntian: Słuchajcie, nie brakuje wam niczego jeśli chodzi o Boże dary. Ważne słowo, bo ta wspólnota do której pisze to była bardzo bałaganiarska wspólnota, to była wspólnota, która miała ogromnie dużo problemów sama ze sobą. Tyle problemów ile Paweł tam spotkał, nie spotkał w żadnej innej wspólnocie. Spory, rozwiązłość, sądzenie się przed pogańskimi sądami, brak wiary w zmartwychwstanie. Koryntianie mieli ze wszystkim problem. A jednak Paweł pisze: Jesteście jak ta stara szafa. Może jest tam dużo rzeczy starych, paskudnych, ale pamiętajcie, macie wszystko, żeby być szczęśliwymi, świętymi, pięknymi w oczach Bożych. Czas wydobyć to na światło dzienne. I po to jest właśnie Adwent. Całe dobro, które Bóg w was włożył. Może poszukajcie jednego daru albo pomyślcie o jednym darze, który będziecie próbowali wydobyć z tego bałaganu. Niech to będzie jakaś pasja życiowa, niech to będzie cokolwiek co sprawi, że znowu życie będzie piękniejsze, radośniejsze, bo przecież w nas jest tyle dobra a często ginie to w bałaganie naszej życiowej szafy. To jest czas, żeby wreszcie zrobić porządek, wydobyć to, co piękne z naszej życiowej szafy.
I wreszcie, po trzecie – jak mówi dzisiaj Jezus - Adwent to jest czas, żeby się przebudzić. To jest czas czuwania. Czuwajcie, to jest takie klasyczne wezwanie Pana, które kieruje do swoich uczniów, ono rozbrzmiewa w ciągu całego roku, ale szczególnie w adwencie. Dlaczego? - Dlatego, że zdarza nam się w tym życiu przysnąć. Chyba niejeden z nas ma wrażenie, że żyje, ale jakoś to życie przebiega gdzieś obok, żyję, ale nie doświadczam tego co nazywamy szczęściem, pełnią życia. Dobrym elementem takiego przebudzenia jest na przykład spowiedź. Warto sobie postawić na początku adwentu takie pytanie. Ja przeżyłem właśnie taką spowiedź i otwarły mi się oczy. Zawsze człowiek wtedy widzi czy w dobrą stronę biegnie, zawsze coś się w nim otworzy. Bo adwent to jest taki czas otwarcia oczu na życie, które może nam przepływać między palcami albo przebiec gdzieś obok zupełnie. Co znaczy czuwać? - To znaczy otwierać oczy. Pan nie jest mało pragmatyczny czy nierealistyczny, żeby kazał nam ciągle stać na straży jak żuraw na jednej nodze. Nie da się tak żyć. Co znaczy czuwać?
Czuwać, po pierwsze to zdawać sobie sprawę, że w tym życiu toczy się walka, że toczy się walka o nas, o nasze życie, o naszą duszę, o nasze szczęście, o naszą wieczność. Tego czasownika „czuwać” używa się często w Księgach Machabejskich gdzie opisuje się wojska, które muszą być czujne, bo dookoła otaczają ich wrogowie. Jeśli wydaje nam się, że ten świat jest naszym domem, a jest po nim po części, to nie jest to dom bezpieczny. Tutaj czekają na nas różnego rodzaju wyzwania i wrogowie. Nie tylko fizyczni, ale i duchowi, ze złym – ojcem kłamstwa. On porusza się bardzo sprawnie dookoła nas. Nie możemy tu usnąć, bo to jest pole bitwy. Kto uśnie, padnie łatwym łupem złego. Kto uśnie, może być zadeptany przez innych wrogów i wojska, kto uśnie ten nie jest dobrym żołnierzem, bo czuwać to walczyć i nie pozwolić sobie usnąć na polu bitwy.
Po drugie – czuwać, jak mówi Jezus, to po prostu być aktywnym, nie czekać z założonymi rękoma, ale wziąć się za to, co jest moją pasją, życiem, moją misją. Bóg dał mi rodzinę, więc włożę moje serce, wszystkie troski czy kreatywność, siły w to, żeby ona była piękna, blisko Niego. Bóg dał mi powołanie kapłańskie, zakonne. My jesteśmy takim przykładem, a więc włożę wszystko to, żeby dobrze zrealizować to powołanie. Przyłożę się do tego, aby ono nie było moim przykrym obowiązkiem, ale radością. Bóg dał mi pracę, pasję, przyjaciół... To są moje życiowe misje. Jezus mówi, że jesteście tu jak słudzy, którzy mają pracować, nie czekać z założonymi rękoma i w ten sposób przygotowywać się na przyjście Pana, który już jest w drodze.
Wreszcie jeszcze czuwanie, ten czasownik grecki „gregoreo” pochodzi od innego czasownika, bardzo prostego greckiego „egerio”, który znaczy wstawać, nieustannie wstawać. Tego czasownika używa się w Nowym Testamencie dla opisania zmartwychwstania,. A więc czuwać tutaj to znaczy nieustannie powstawać ze swojej słabości i grzechu, wstawać do nowego życia razem z Panem, żeby kiedyś wstać razem z Nim.
To jest bardzo piękny czas, czas łaski, czas promocji. Cieszymy się, że możemy ten czas rozpocząć razem z wami, bo to wszyscy mamy jedno powołanie. Niezależnie od tego, czy jesteśmy księżmi czy świeckimi. Wszyscy jesteśmy w drodze, wszyscy oczekujemy na przyjście naszego Pana. Wszyscy jesteśmy krusi i słabi, potrzebujemy siebie nawzajem, potrzebujemy Boga. Musimy wołać do Niego o pomoc. Gdybyśmy tak po ludzku te nasze powołania, księża także, chcieli unieść, to szybko wpada się w rozpacz, człowiek zdaje sobie sprawę, że jest to niemożliwe. My jesteśmy skazani, aby codziennie wołać do Niego o pomoc, bo inaczej ani kroku do przodu. To wspólna cecha każdego powołania. Każdy kto szczerze, autentycznie odkrywa swoje powołanie do bycia mężem, żoną, matką, ojcem, zdaje sobie sprawę, że to przekracza jego siły. Przychodzimy o pomoc. Adwent to czas proszenia. To czas odkrywania daru. My księża jesteśmy dla was darem i wy jesteście tym darem dla nas. Każdy z nas jest dla siebie nawzajem darem w tej duchowej szafie.
To wreszcie czas czuwania, aby nie przespać swojego życia. My księża mamy być trochę jak taki zapalony znak, lampa, który sprawi, że ludzie tu nie usną, patrząc na nas, będą czuwać, czekając na Pana. Bez waszych modlitw także się to nam nie uda, tak więc prosimy dzisiaj, aby Pan zapalił nas tym Słowem, pozwolił przeżywać wiernie i pięknie i wasze i nasze powołanie. Życzymy sobie nawzajem, żeby ten kairos, ten czas łaski, promocji, jaką dziś ma Bóg dla nas, żebyśmy z niej skorzystali, żeby to był czas błogosławiący Pana.
Ksiądz Marcin Kowalski