Strzeżcie się, żebyście...nie żyli.
Trochę podziwu nad odbudowaną świątynią i taka miażdżąca riposta ze strony Jezusa: Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony.
Strach się cieszyć w tej naszej wierze? Mamy być wciąż na pozycji przegranej?
No, nie w tym kierunku wydaje się zmierzać uwaga Jezusa. Mówił, że chce, aby Jego radość była w nas i aby ta radość była pełna. Poza tym Jego: Miejecie odwagę, bo Ja zwyciężyłem świat! - nie pozostawiają wątpliwości, że Jezusowi nie chodzi o przygnębienie i przegraną. (Choć pewnie wielu z nas, póki co, gdzieś skrycie Go tak kojarzy - Roznosiciel nadziei, które nie spełnią się jeszcze teraz...bo teraz, to przygnębienie i smutek). Zdaje się, że chodzi o coś innego.
Świątynia może stać się jak świecidełka w sklepach przykuwające uwagę sporo przed Świętami (nie odnosząc się zupełnie do "jakiegoś" Bożego Narodzenia). Nasze światynie własnego mniemania o sobie, o swoim zdaniu czy o swojej pobożności... o całej gamie swoich, jedynie słusznych racji. Napuszone pustką.
Chodzi za mną zdanie z jednej z miliardowych konferencji o. Adama Szustaka, ktory w takich stanach uwielbiania własnych zalet bądź wad zauważa, że Pan Bóg chciałby nam powiedzieć: "Rzygam Twoją pobożnością - chcę Ciebie!" Jak się dokopie do głębi zawartej w tym zdaniu, to mozna świadomie wybrać radość i odwagę.
Kamień na kamieniu nie zostanie ze światyń, w których nie ma żywego Boga. I Bogu dzięki!
Strzeżcie się, żeby Was nie zwiedziono... żebyście nie żyli złudzeniami.