Dobre Słowo 17.04.2014 r. – Wielki Czwartek, Msza Wieczerzy Pańskiej

posted by: Ksiądz Leszek Starczewski
Poprawiono: 18 kwiecień 2014

 

Dobre Słowo 17.04.2014 r. – Wielki Czwartek, Msza Wieczerzy Pańskiej

Wj 12,1-8.11-14; Ps 116,12-13.15-18; 1 Kor 11,23-26; J 13,34; J 13,1-15

 

Sposób na Mszę świętą... trochę jak Jezus

Kiedyś zapytałem całą klasę gimnazjalistów: Dlaczego ludzie nudzą się na Mszy świętej? Jeden z uczniów powiedział: To jest proste. Bo się nie angażują. No właśnie. To proste. Ten, kto się nie angażuje, nie odkrywa, jaką moc mógłby zaczerpnąć z Eucharystii.

Spróbujmy się przyjrzeć tajemnicy Eucharystii i temu, co mogłoby nam pomóc nie nudzić się na Mszy świętej.

Słuchając opisu Ostatniej Wieczerzy, czyli dość specyficznego, wyjątkowego czasu, możemy odkryć, że mieszały się w nim dwie rzeczywistości. Jedna to taka zwyczajna – spotkać się z kimś, spożyć przy stole posiłek, kolację, porozmawiać, pośmiać się, powspominać, popatrzeć sobie w oczy, odświeżyć obrazy swoich twarzy. A z drugiej strony mieści się coś, co jest zaskakujące i bardzo tajemnicze, co budzi sprzeciw. Sprzeciw, który spośród wszystkich Dwunastu wyrazić potrafił tylko jeden, który miał taki temperament – on był niesamowicie spontaniczny – Piotr. A mianowicie Ten, który budził ogromny szacunek, ogromny podziw, który był nazywany Mistrzem i Nauczycielem, czyli kimś wyjątkowym, nagle wstaje od uczty i zachowuje się gorzej niż hebrajski sługa. Dlaczego gorzej? W tamtych czasach, kiedy byli też niewolnicy, pan, szef mógł im rozkazać wszystko, ale absolutnie żydowskiego sługi nie mógł zmusić ani nie mógł nakazać, żeby mył nogi. To robili słudzy zagraniczni, importowani – moglibyśmy powiedzieć, patrząc na nasze realia, że tą pracą na pewno nie zajmowaliby się Polacy. Więc tą czynnością na pewno nie zajmowali się Żydzi. Tymczasem Jezus wstaje od stołu, przepasuje się, ubiera się tak, jak robi to właściwie sługa, jakiś niewolnik i myje uczniom nogi.

Mieszają się dwa porządki. Zwyczajny i nagle tajemniczy. Okazuje się, że otwiera się zupełnie coś innego. Tak, jakby to spotkanie miało dwie warstwy: zewnętrzną i jakby coś jeszcze się tam kryło. Tylko, żeby tam się dostać i zobaczyć, co jest głębiej, potrzebny byłby wysiłek. Potrzebne byłoby coś, o co prosi Jezus Piotra: zgoda. Zgoda na zaufanie, że dzieje się tu bardzo ważna rzecz.

Sprzeciw Piotra jest bardzo wyraźny i, jak mówił święty Hieronim, który tłumaczył Pismo Święte, Piotr wręcz zapytał: Choćbyś sprzeciwił się, choćbyś mnie całą wieczność prosił, nie zgodzę się na to, Mistrzu. Nie zgodzę się na to. To musiał być ogromny szacunek, o czym za chwilę, jeżeli chodzi o trudność w zrozumieniu Eucharystii i pomoc w tym, żeby ją zrozumieć. To jest ogromny gest, rzeczywiście ogromny gest, takich rzeczy się nie robi na pokaz. Takich rzeczy nie robi się – mówiąc współczesnym językiem – po to, żeby strzelić fotkę, jak mówią młodzi, „rzucić na fejsa”, czy zrobić filmik, który się ogląda na YouTube'ie. Nie. To jest coś bardziej wymagającego. Coś głębokiego. Ten, który nie skorzystał z tego, żeby na równi być z Bogiem – Syn Boży – lecz ogołocił samego siebie, w tej chwili zdejmuje szaty i zachowuje się jak niewolnik, bo powiedział: Ja nie przyszedłem po to, żeby Mi służono. Przyszedłem po to, żeby służyć. I zapowiedział, że ci wszyscy, którzy wytrzymają to napięcie w świecie, trzymając się zaufania do Jego sług i do Niego, przejdą przez bramę śmierci, wejdą do królestwa, a tam zasiądą za stołem, a Jezus im będzie usługiwał.

To wymaga ogromnej zgody, ogromnego „tak”, ogromnego zaufania, że tak trzeba. Piotr w końcu uległ. W tym swoim spontanicznym zachowaniu nawet prosi, żeby cały został obmyty, a Jezus mu mówi: nie, nie tędy droga. Tu chodzi o coś zupełnie innego.

Czyli pierwsza bardzo ważna prawda, która może nam pomóc troszkę bardziej zaangażować się w Eucharystię to to, że przychodząc do kościoła, będziemy mieć trudności różne, bo czynności się powtarzają, wypowiadamy te same słowa. Ale w tych powtarzanych czynnościach i tych samych słowach ciągle w sposób nowy Bóg chce dać nam siły. Bo zaprosił nas tutaj nie po to, żebyśmy Go sobie prywatnie poadorowali, przenudzili się, ale zaczerpnęli Jego moc, to znaczy otrzymali Jego siłę do życia i weszli w konkrety życia. Takie konkrety, jak Jezus powie na sam koniec, będą wyrażać się w tym, że będziecie Mnie naśladować, to znaczy wy też będziecie sobie nawzajem pomagać, będziecie dla siebie jak ludzie. Bóg stał się Człowiekiem, dlaczego ja nie mogę być jak człowiek?

Widzimy zatem dwa porządki. Ten zewnętrzny, to co zwyczajne i to, co niezwyczajne. W jakiś tajemniczy sposób. Naprawdę nie potrafimy nawet uchwycić tego momentu. Jeśli ktoś się angażuje, to Bóg w tajemniczy sposób, bo związany z działaniem Ducha Świętego, wnika w jego serce, daje mu siłę, daje mu pokój, daje mu moc. Żeby tak się działo, to warto mieć tę świadomość, że nawet, jak jest coś zwyczajnie, jak się coś powtarza, jak nie rozumiem, jak do końca nie wiem, po co tu jestem, to Bóg wie i jest mi wdzięczny i chce mnie napełnić siłą, chce mnie napełnić mocą. Bo tu chodzi o coś więcej. Bo tu jest coś więcej niż ksiądz. Tu jest coś więcej niż chleb. Tu jest coś więcej niż wino.

Po drugie, w czasie Eucharystii sprawujemy ją wszyscy, ksiądz tylko przewodniczy. Tylko i aż. W osobie Chrystusa ksiądz jest tym, który ma tego Chrystusa podawać. Ogromny dar, jak słyszeliśmy, i zadanie, i odpowiedzialność.

Dobrze wiecie, drogie siostry i drodzy bracia, że nie wszyscy sobie z tym radzimy jako księża. Że wielu z nas po prostu pęka, nie wytrzymuje. Wielu z nas się gubi, wielu odchodzi. Ale są też pośród nas również tacy, którzy walczą, naprawdę walczą. Żeby nie spowszedniało, żeby ten Bóg był rzeczywiście świeży i nowy. I wielu z nas, którzy walczą, kiedy słyszą o tych, którzy gdzieś w czasie walki odpadli, czy zrobili jakieś potworne pomyłki, też to przeżywają. W sumie jesteśmy rodziną. Jak w rodzinie się coś dzieje i ktoś narobi syfu, to nikomu z rodziny się nie spieszy, żeby chodzić po sąsiadach i cieszyć się i opowiadać. To boli, po prostu boli. Ale Jezus zdecydował się takim słabym ludziom dać taką władzę, żeby przewodniczyli modlitwie, przewodniczyli Eucharystii.

Ostatnio spotkałem rodzinę, która mieszka daleko poza granicami naszego kraju. Mama jest Polką, tata nie jest Polakiem, ale nieźle mówią po polsku. Mama poprosiła, żeby troszkę z nimi porozmawiać, przygotować ich do spowiedzi. Przyprowadziła dziewięcioletnią dziewczynkę, która troszkę „po polski” mówiła. Kiedy przyszła, zapytałem: A wiesz, kim ja jestem? (byłem ubrany w strój księdza). A ona odpowiedziała: Mama mi mówiła, że jesteś trochę jak Jezus. Zastrzeliła mnie tym. Niby prawda oczywista, ale właśnie: Trochę jak Jezus. Bo Jezus, obecny tutaj przez naszą posługę, sam głosi słowo Boże. Wybaczcie nam tam, gdzie nie rozpoznajecie Go, bo albo za długo gadamy, albo mówimy niezrozumiale. Ale jesteśmy trochę jak Jezus. Sam Jezus chrzci, kiedy ksiądz chrzci. Sam Jezus przychodzi tu i napełnia mocą. Przez takie mizerne naczynia. My jesteśmy jak pióra w ręku pisarza, który pisze na waszych sercach. Słabi i grzeszni.

Bardzo ważna pierwsza rzecz, żeby mieć tę świadomość, że są dwie rzeczywistości. Coś, co jest zwyczajne i coś, co jest niezwyczajne. Że Bóg przez to, co zwyczajne i słabe, takie jak człowiek, jak ksiądz, chce dać coś, co jest ogromnie mocne, tym, którzy będą chcieli wyrazić zgodę i powiedzą, przychodząc na Mszę świętą na samym starcie: Chcę. Jezu, chcę wierzyć, że tu dzieje się coś więcej, że tu chodzi o coś więcej, niż o nudę. Że nie przyszedłem tu, żeby załatwiać prywatne sprawy, tylko przyszedłem po Twoją moc.

Po drugie: kłopoty z przeżywaniem Mszy świętej, szczególnie w tempie tego życia, mogą mieć ci, którzy rzadko bądź już wcale nie zasiadają do wspólnego stołu w domu. Którzy nie mają czasu, żeby siąść ze swoimi bliskimi, popatrzeć im w oczy, jak uczył błogosławiony Jan Paweł II, odświeżyć sobie twarze, spojrzenia, poprzebywać ze sobą, mogą mieć kłopoty, ogromne kłopoty z tym, żeby się nie nudzić na Mszy świętej. Mogą się nudzić. Bo jeżeli we własnych domach jest zaniedbane takie spotkanie, żeby siąść przy wspólnym posiłku, jeżeli wszystkim się spieszy, jeżeli jedynym żywicielem domu jest KFC, McDonald's, fast food czy cokolwiek innego, frytki w pośpiechu na Sienkiewicza, to mogą być rzeczywiście kłopoty z odnalezieniem tu mocy i siły. Bo jeżeli się nie spotykamy we własnym gronie w domu, wśród swoich przyjaciół, to wyrwani z naszego życia stajemy tu strasznie obcy.

Czyli druga bardzo ważna prawda i pomoc: nudzą się ci, którzy zaniedbują wspólne posiłki w domu. Którzy zamykają się w swoich pokojach na obiad. Ktoś powie: Nie no, ja przychodzę, mimo wszystko. Tak, ale to jest skaleczone uczestnictwo we Mszy świętej. Bo przecież nie chodzi tu o to, żeby się napchać, najeść Panem Jezusem i robić swoje, tylko przychodzimy tu po to, aby otrzymać Jego moc i przełamywać lody w naszych domach i kolejny raz rozmawiać o tym problemie. Papież Franciszek mówił do młodych małżeństw: Rzucajcie nawet w siebie talerzami, byle byście wieczorem siedli, spojrzeli sobie w oczy i powiedzieli: przepraszam, wybacz mi. Tu jest moc, którą otrzymujemy od Jezusa.

I po trzecie, ostatnie. Żeby odkryć moc, jakiej udziela Jezus, Jego przebywanie z nami, bardzo ważne jest, aby zapytać siebie: Czy ja mam jakieś świętości w swoim życiu? To znaczy: Czy jest coś, czego nie pozwolę ruszyć, na co nie pozwolę pluć nikomu, wobec czego stanę w obronie, co jest jakąś tajemnicą, jakąś świętością w moim życiu? Czy już mogą wszystko przy mnie mówić? Czy już na wszystko mogę patrzeć? Czy nie potrafię już wybierać, choćby nawet z Internetu, z telewizji, czy czegokolwiek innego?

Niektórzy narzekają, że media są takie i takie. Media robią, co do nich należy. Pokazują i świętość, i syf. To my nie wybieramy tego, co do nas należy: nie wybieramy. Jeśli nie wybieramy, jeśli nie mamy świętości, czegoś, co jest dla nas tajemnicą, co nas ciekawi, to tu się będziemy nudzić, bo tu jest świętość. A co to znaczy świętość? Tu jest ogromna bliskość Boga. Mówiąc trochę językiem: Bóg jest tu najbardziej skompresowany. Tu kompresja Boga jest maksymalna, to znaczy najbardziej zagęszczony Bóg ze swoją obecnością jest w Eucharystii i to jest tajemnica.

Może więc warto zapytać o to, jak z moimi tajemnicami, ze świętościami. Czy ja w ogóle dochowuję tajemnic? Bo jeśli mam trudność z utrzymaniem tajemnic, z obroną tajemnic, to tu też będę miał kłopoty. Bo tu jest tajemnica. Bo tu jest Bóg. Bóg, który jest tak bliski, że właściwie na wyciągnięcie ręki, który stał się dla nas Chlebem. Chlebem, który – jak mówił jeden z księży profesorów – można podejść i zmiażdżyć ręką, ale można też podejść i przyjąć sercem.

Błogosławiony Jan Paweł II, który niejeden raz wypowiadał się o Eucharystii, i który uśmiechał się do nas w promieniach słońca tu, w kościele, rozważał, jakie tu różne definicje, podpowiedzi można by było snuć, żeby zrozumieć, czym naprawdę jest Eucharystia, co jest w niej najważniejsze. I doszedł do takiego przekonania, że Eucharystia to jest Obecność. Obecność Boga. On tu jest. Dla nas.

Róbmy, co możemy, a dużo możemy, żebyśmy też tu byli dla Niego. Żebyśmy Go nie zbyli.

Ksiądz Leszek Starczewski